niedziela, 8 maja 2016

Eleventh Day

Okazuje się, że znalezienie wolnego pokoju hotelowego w centrum Paryża na ostatni moment, wcale nie jest takie łatwe jak bym to sobie wyobrażała. Z pozostałości ostatniej wypłaty wykupuję, więc trzyosobowy pokój, który jest zdecydowanie za duży (oraz za drogi jak na moją niewielką pensje za pracę w kawiarni) i od razu rezerwuje mniejszy, by móc się do niego wprowadzić już w sobotę popołudniu.
Moje konto nie ucierpiała jednak praktycznie w ogóle, jeżeli wezmę pod uwagę moje samopoczucie. Oczy bolą mnie od czytania i chyba również od płaczu, który nieustannie nawiedza mnie za każdym razem, kiedy tylko pozwolę sobie choćby na krótką drzemkę. Przez to wszystko kusi mnie nawet, żeby wyjść na miasto i zapić swoje problemy, jak to zdarzało mi się postępować jeszcze kilka miesięcy temu.
Wiem jednak, że tym razem nie mogę tego zrobić.
Po prostu muszę się czymś zająć. Straszliwie mi się nudzi.
Tak bardzo, że sięgam po długopis i wypisuje na kartce przypadkowe rzeczy, o których w ogóle nie warto pisać.
Jeden: tyle osób ostatnio sprawiło, że moje życie wywróciło się o 180 stopni, a następnie zaczęło zmierzać w niebezpiecznym kierunku (Lucas).
Dwa: tylu osobom życzę złapania choroby wenerycznej (czy innej, równie mocno nieprzyjemnej).
Trzy: tyle wiadomości dostałam od Christiana w przeciągu ostatnich pięciu minut z kiepskimi żartami.  
Cztery: tyle miesięcy minęło od zerwania z tym kłamliwym dupkiem, który był moim chłopakiem.
Pięć: tyle godzin minęło, od kiedy po raz ostatni rozmawiałam z Lucasem.
Sześć: tyle razy ktoś zdążyła zapukać do moich drzwi w ciągu ostatnich dwudziestu sekund.
Podnoszę się z kanapy i pokonuję kilka kroków, by następnie otworzyć drzwi. Caroline nie czeka, aż zaproszę ją do środka - uśmiecha się i przeciska obok mnie. W dłoniach trzyma dwie białe, papierowe torby.
- Słyszałam, że lody poprawiają humor, dlatego kupiłam każdy możliwy smak, jaki tylko mieli w sklepie - rzuca, praktycznie wpychając mi w ręce zakupy i rozsiada się wygodnie na kanapie.
Zdziwiona podnoszę prawą brew i niepewnie zaglądam do papierowej torby.
- Skąd ty..?
- Skąd wiem, że coś jest nie tak? - kiwam potwierdzająco głową - Widziałam cię rano w recepcji. Początkowo myślałam, że po prostu masz zły dzień, ale po tym jak przypadkowo podsłuchałam twoją rozmowę, wiedziałam, że jednak chodzi o coś poważnego - mówi - Nie trudno się zresztą domyślić, jako że wykupiłaś sobie pokój, będąc na miesiącu miodowym.
Zajmuję miejsce obok niej i skupiam całą swoją uwagę na oglądaniu opakowania ciasteczkowych lodów Ben&Jerry, by nie myśleć za dużo nad wypowiedzianymi przed chwilą słowami.
Nie chce, by Caroline zobaczyła jak się rozklejam.
- Skończyłam już na dzisiaj pracę. Masz może ochotę iść na spacer?
Odchylam do tyłu głowę i wzdycham głośno. Nie podoba mi się to, że dziewczyna wpadła do mnie tylko dlatego, że jest jej mnie żal. Nie potrzebuje współczucia i nie chce go.
- Nie musisz mnie niańczyć, Caroline - rzucam - To naprawdę miłe, ale nic mi nie jest. Poradzę sobie.
Blondynka przestaje rozglądać się po pokoju i odwraca twarz w moją stronę.
- Nie przyszłam tutaj bo jest mi ciebie żal i chce cię pocieszyć, Sky - odpowiada, wywracając oczami - No może teraz mam wrażenie, że powinnam, ale głównie chce po prostu spędzić z tobą czas. Zwłaszcza, że wczoraj naprawdę dobrze mi się z tobą rozmawiało.
Uśmiecham się delikatnie.
- Mi też się naprawdę dobrze z tobą rozmawiało.
- To dobrze - mówi ze śmiechem - W innym razie, kto uratowałby się od siedzenia tutaj i myśleniu o Lucasie? A co gorsza - pisania Listy Życiowych Porażek - dodaje, wskazując głową na kartkę papieru, którą wypełniłam tuż przed jej przyjściem.
Lucas.
Same imię powoduje, że mam ochotę wrócić do mojej bezpiecznej pozycji, pisania Listy Życiowych Porażek i oglądania bezsensownych Reality Show. A to naprawdę mnie przeraża, ponieważ nie jestem nawet w nim zakochana.
Widząc moją minę, Caroline zdaje sobie sprawę co powiedziała.
- Cholera, przepraszam - rzuca, a następnie zaczyna pocierać moje ramię.
Podnoszę się z kanapy, by uniknąć niezręcznej ciszy.
- To jak? Jemy te lody? - pytam, ruszając do kuchni.
Dziewczyna kiwa energicznie głową, podąża za mną i bierze się za rozpakowywanie lodów. Ja w tym czasie wyciągam dwie duże łyżki (ponieważ te deserowe są zdecydowanie za małe) i sięgam po swój kubeczek. Niedane jest mi jednak spróbować ciasteczkowej masy, jako że kolorowe opakowanie z diabelskim młynem, wydaje się być dużo bardziej interesujące. Przywołuj tak miłe chwile. A może po prostu pokazuje, że gdybym oparła się urokowi Lucasa i bardziej zwracała uwagę na to co mówi czy robi, tej całej sytuacji dałoby się uniknąć. Sprawy między nami mogłyby, bowiem potoczyć się zupełnie inaczej. Teraz jednak mam wrażenie, że ciekawość wydrążyła dziurę w moim sercu i tylko odpowiedzi mogą ją zaleczyć.
- Chcesz o tym pogadać?
Podnoszę wzrok na Caroline, która grzebie łyżką w swoim kubeczku i bacznie mnie obserwuje. Wzruszam ramionami i udaje bardzo zainteresowaną lodami, by uniknąć jej spojrzenia.
- Posłuchaj - zaczyna, kładąc dłoń na mojej ręce - Nie będę Cię do niczego zmuszać, ale jeżeli będziesz potrzebowała się wygadać to wiedz, że tu jestem. Obiecuje, że nie będę się śmiać i postaram się ograniczyć wszystkie swoje uwagi do minimum.
Wzdycham, wpychając do buzi łyżkę pełną lodów.
Nie wiem czy mogę jej zaufać i zawierzyć mniej lub bardziej zawstydzające fakty na temat mojego życia. A co ważniejsze nie wiem czy w ogóle chce o tym komukolwiek mówić.  Z własnego doświadczenia wiem jednak, że trzymanie wszystkiego dla siebie nie jest najlepszym rozwiązaniem i czasami trzeba po prostu się otworzyć - nawet, jeżeli bardzo tego nie chcemy. Dlatego też opowiadam jej o wszystkim. O eksperymencie, o nieprawdziwym ślubie i o niechętnym opowiadaniu Lucasa o samym sobie. Mówię otwarcie o moich uczuciach, o naszej pierwszej kłótni, o wycieczce do wesołego miasteczka i o wieczornych lekcjach pływania. Wreszcie, starając się nie pominąć żadnych ważnych szczegółów, opowiadam jej o wydarzeniach z dzisiejszego ranka.
Kiedy kończę w pomieszczeniu zapada cisza. Blondynka ma poważny wyraz twarzy i wydaje się myśleć nad wszystkim, o czym jej właśnie opowiedziałam. Jestem troszkę zdenerwowana, jako że dotychczas jedyną osobą, której zwierzałam się ze swoich problemów, był Christian.
- Rozumiem, że Lucas nie jest najbardziej otwartą osobą, ale nie rozumiem, dlaczego tak po prostu uciekłaś...
Już jej pierwsze słowa bardzo mnie zaskakują.
- Po pierwsze, nie uciekłam - mówię twardo, wymierzając w nią łyżką - A po drugie nie byłoby problemu gdyby Lucas był tylko zamknięty w sobie. To jeszcze bym zrozumiała. On jednak wyraźnie nie chce bym ja cokolwiek o nim wiedziała.   
- A jak nazwałabyś to, co zrobiłaś? - pyta, ignorując większość mojej wypowiedzi - Przestraszyłaś się, że Lucas nie chce opowiedzieć ci niczego o sobie, ponieważ nie ma zamiaru angażować się w żaden związek, a na końcu po prostu weźmie pieniądze i zniknie. Ty zostaniesz natomiast ze złamanym sercem jak to stało się już wcześniej...  
Podnoszę energicznie głowę, przez chwilę mając nawet wrażenie, że się przesłyszałam. Tak się jednak nie dzieje. Zszokowana rozchylam, a następnie zamykam usta niczym ryba, nie wiedząc co powinnam odpowiedzieć. Caroline nie tylko wypowiedziała na głos wszystkie moje obawy, ale również przejrzała przez mur, który zbudowałam wokół siebie cztery miesiące temu.
Do tego momentu jedyną osobą, której się to udało był Christian i chciałam żeby tak też zostało.
- Sky? - blondynka pochyla się, by zwrócić moją uwagę - Wszystko w porządku?
Potrząsam delikatnie głową. 
- Skąd wiesz? - pytam, nerwowo zaciskając palce na końcu blatu. Nagle mam bowiem wrażenie, że jej błękitne oczy umieją przejrzeć mnie na wśród i jestem przed nią... naga.
- Twoje oczy - mówi krótko, wsadzając łyżkę pełną lodów do buzi - Za dobrze znam spojrzenie zranionej duszy, by go nie zauważyć.
Marszczę brwi, starając się dokładniej rozgryźć, o co jej chodzi, jako że ta najwyraźniej dojrzała już wszystkie moje sekrety.  Nie idzie mi jednak chyba najlepiej.
- Nie ty jedyna zakochałaś się w nieodpowiedniej osobie, Sky - wyjaśnia Caroline - Dlatego też rozumiem, dlaczego zrobiłaś to co zrobiłaś, jednak to dalej nie sprawia, że jest to w porządku.
Wzdycham, nabierając kolejną łyżkę lodów.
- Co w takim razie mam zrobić? Ponieważ za każdym razem, kiedy Lucas unika odpowiedzi nie mogę przestać myśleć o tym, że cała historia zaraz się powtórzy - przyznaje - Czy to uczucie kiedykolwiek minie?
- Chce powiedzieć, że tak, ale skłamałabym to robiąc, ponieważ są momenty, kiedy wspomnienia wracają i nawet po roku potrafię rozpłakać się z byle powodu - wyznaje, a na jej twarzy pojawia się niewielki uśmiech, który bardzo mnie zaskakuje - Wierze jednak, że kiedy znajdziemy to jedyną osobę, wszystkie inne miłostki przestaną mieć znaczenie i odejdą w zapomnienie.
Nie jest to najbardziej zadowalająca odpowiedź, jednak daje mi nadzieję, która ostatnio wydawała się mnie omijać. Jednocześnie ta cała rozmowa powoduje, że staje się odrobinę zawstydzona swoją reakcją i działaniami. Z drugiej strony wiem jednak, że Caroline pomogła mi zrozumieć niektóre rzeczy, dzięki czemu powinnam bez problemu ruszyć naprzód. Zdecydowanie będę potrzebować więcej takich sesji zanim wrócę do domu.
- Nienawidzę tych uczuć.
Dziewczyna śmieje się i kiwa głową w zrozumieniu.
- I też właśnie dla tego niezobowiązujące i krótkie relacje ostatnie stały się moimi ulubionymi.
Prycham i odkładam srebrną łyżeczkę oraz pusty kubeczek lodów.
- Ten spacer to chyba jednak nie taki zły pomysł, Caroline - rzucam z uśmiechem - Może uda nam się zaradzić coś i na twój problem. 
- Jeszcze raz naprawdę dziękuje - powtarzam chyba po raz piąty w przeciągu ostatnich dziesięciu minut - Gdyby nie ty najprawdopodobniej dalej bym leżała na tej niewygodnej kanapie i uzupełniała Listę Życiowych Porażek.
Caroline prycha śmiechem i niewiele brakuje, by czekoladowe ciasta, które zakupiłyśmy w drodze powrotnej wylądowały na ziemi.
- Podziękujesz mi dopiero wtedy, kiedy między tobą, a Lucasem wszytko się ułoży - mówi, kiedy przekraczamy drzwi frontowe hotelu - Żeby jednak to się udało, będziesz najpierw musiała przeprosić za swoją ucieczkę.
-Wiem, tylko... Nie jestem za dobra w tych sprawach. Zawsze plotę o bzdurach zamiast przejść prosto do rzeczy.
- Jestem pewna, że Lucas doceni sam fakt, że przyznajesz się do błędu i chcesz to naprawić - stwierdza, a ja niepewnie kiwam głową.
Oh, proszę. Niech tak naprawdę będzie.
- Będę trzymać kciuki, Sky. Koniecznie daj mi znać jak poszło - dodaje na końcu i rusza w kierunku swojego pokoju, machając mi na pożegnanie.
Odwzajemniam gest i wchodzę do wolej windy. Co prawda miałam ograniczyć korzystanie z nich, ale dzisiaj jestem zdecydowanie zbyt zmęczona by wspiąć się na trzecie piętro, a następnie przemierzyć jeszcze cały korytarz. Zwłaszcza teraz, kiedy mój nowy pokój znajduję się w zupełnie innej części hotelu niż schody.
Drzwi zaczynają się powoli zamykać, jednak w ostatnim momencie duża, męska dłoń wciska się pomiędzy metal. Wzdycham z frustracji, ale grzecznie odsuwam się do tyłu i zwieszam głowę, jako że nie mam ochoty na pogaduszki z nieznajomymi. Wraz z mężczyzną pojawia się również intensywny zapach, który towarzyszy mi ostatnio zbyt często bym go nie rozpoznała.
Moje łokcie pieką, kiedy energicznie i nieuważnie cofam się jeszcze bardziej do tyłu i wpadam na metalową ścianę. Nie spodziewałam się, że ta rozmowa nadejdzie tak szybko i miałam nadzieję, że wcześniej uda mi się przećwiczyć jej przebieg samą z sobą. Najwyraźniej wszechświat nie jest jednak po mojej stronie.
 Niepewnie ponoszę wzrok, by dostrzec Lucasa stojącego tuż obok mnie i mogę przysiąc, że ten robi wszytko by tylko na mnie nie spojrzeć. Po części mu się jednak nie dziwię. Układam, więc w głowie kilka zdań by nie pogorszyć jeszcze bardziej sytuacji między nami, a następnie otwieram buzie i...nic. Mam wręcz wrażenie, że w moim gardle powstała wielka gula i żadne słowo się przez nią nie przedostanie. A to naprawdę frustrujące, ponieważ po pierwsze chciałabym już mieć to za sobą, a po drugie (i co ważniejsze) Lucas był naprawdę słodki przez ostatnie dni i zdecydowanie nie zasłużył sobie na to wszystko. Szkoda tylko, że potrzebowałam wypłakać litry łez i kilkugodzinnej rozmowy z Caroline by znać sobie z tego sprawy.
Drzwi windy ponownie się otwierają, a Lucas pośpiesznie opuszcza jej cztery ściany, nawet nie oglądając się za siebie. To troszkę boli.
- Przepraszam, Luc - szepcze, jednak jest już za późno by to usłyszał.
Cholera. 
Od autorki: Halo, halo :))
Z góry bardzo was przepraszam, że rozdział pojawił się z opóźnieniem, ale jako że miałam troszkę wolnego z powodu matur zrobiłam sobie małą wycieczkę i cóż... Na miejscu okazało się, że nie ma internetu. Czasami jednak chyba dobrze zrobić sobie taką przerwę i po prostu spędzić czas z najbliższymi :)
Jeżeli chodzi o sam rozdział to mam nadzieję, że wam się spodoba. Mam wrażenie, że jest troszkę inny niż reszta, ale to mogę być tylko ja.
Chciałabym wam jeszcze bardzo podziękować za wszystkie komentarze, które zostawiliście pod ostatnim rozdziałem. Nie spodziewałam się, że tyle was tu jeszcze będzie i przez to wszystko nie mogłam przestać się uśmiechać. Jesteście po prostu kochani!
Na waszych blogach pojawię się najprawdopodobniej w środę lub w czwartek.
Ściskam i życzę powodzenia wszystkim maturzystom! :* 

niedziela, 17 kwietnia 2016

Tenth Day

   
W nocy nie udaje mi się zasnąć. Nie wiem czy wynikiem tego są wydarzenia z przed kilku godzin czy może słowa Lucasa, które nieustannie odbijają się w mojej głowie, jak jakaś cholerna mantra. Mam wręcz wrażenie, że mogę je zobaczyć za każdym razem, kiedy tylko zamknę oczy i pozwolę sobie zapomnieć, że moje życie wcale nie przypomina bajki, która skończy się słowami "I żyli długo i szczęśliwie".
O w pół do szóstej wreszcie się poddaje.  
Ostrożnie wygrzebuję się z ciepłej pościeli i przechodzę do łazienki, gdzie zamieniam za dużą koszulkę Lucasa na parę wygodnych dresów. Włosy spinam w koński ogon, a na twarz nakładam niewielką ilość kremu nawilżającego. Kiedy zabieram się za mycie zębów mój telefon wydaje charakterystyczny dźwięk.
Chris (6.04)
Chyba właśnie udało mi się rozłożyć żagle. Black (nareszcie) zaakceptował mój projekt wieżowca, mała!
A jak tam u ciebie? Mam nadzieję, że miesiąc miodowy idzie równie dobrze :))
Uśmiecham się delikatnie, żałując, że nie mogę uściskać Chrisa i zabrać go do klubu na porządne świętowanie. Po półrocznej walce z innymi kandydatami zdecydowanie zasługuję na coś więcej niż jedynie głupia rozmowa przez telefon czy sms.
Biorąc jednak pod uwagę sytuacje, nie mam chyba zbyt wielu możliwości.
Sky (6.09)
Nawet nie wiesz jak bardzo jestem z ciebie dumna, Chris! Nie ma jednak czemu się dziwić - rozmawiam z najlepszym architektem w Nowym Jorku ;)  
Mój Tytanic chyba właśnie idzie na dno, a stacja Lucas nie wydaje się odbierać sygnałów ratowniczych :(
Wciskam Wyślij i rzucam szybkie spojrzenie w stronę sypialni.
To wszystko zaczyna mnie powoli przytłaczać i w niektórych momentach naprawdę ubolewam nad faktem, że Christian nie jest schowany w jednej z moich walizek. Jego poczucie humoru, optymistyczne spojrzenie na świat i dobre rady zdecydowanie ułatwiłyby mi to wszystko.
Chris (6.13)
Przykro mi to słyszeć, Sky. Mam jednak nadzieję, że stacja Lucas odbierze sygnał zanim będzie za późno. Nie chcemy przecież, żeby bomba Christian musiała na nią spaść ;D
A tak na poważnie... Bądź ostrożna, maluszku. Nie ma mnie tam, żeby Cię chronić, a ostatnie, czego chce to żeby jakiś dupek po raz kolejny złamał twoje serduszko.
Pamiętaj też, że czasami lepiej zrobić krok do tyłu i zobaczyć wszystko z większej perspektywy niż tkwić ciągle w środku tego wszystkiego :))
Na mojej twarzy po raz kolejny pojawia się uśmiech, kiedy kilkukrotnie czytam wiadomość. Dla innych może bowiem tylko kilka, krótkich zdań, ale mi właśnie tego było teraz trzeba. I dokładnie to mam zamiar zrobić.
Sky (6.15)
Ja też żałuję, że Cię tu nie ma, wielkoludzie. Naprawdę żałuję. 
Ściągam z wieszaka parę zwiewnych sukienek, składam w kostkę, a następnie wkładam do torby, która podczas podróży pełniła rolę bagażu podręcznego. Następnie dopakowuje najpotrzebniejsze kosmetyki, nie zapominając o maszynce oraz piance do golenia i piżamę wraz z ciepłymi skarpetkami.
Kiedy kończę, dochodzi piąta nad ranem, a mój organizm powoli zaczyna odczuwać skutki całkowitego braku snu. Korzystam, więc z dostępnego w pokoju ekspresu, by zrobić kawę. Patrząc jak się zaparza, w mojej głowie budzi się świadomość, że trochę denerwuję się reakcją Lucasa. Nie chce, bowiem, żeby źle odczytał moje działania - to ma naprawić nasze relacje, a nie zniszczyć je jeszcze bardziej.
- Sky?
Aż podskakuję na głos Lucasa, praktycznie wylewając kawę na moją jasną koszulkę.
- Boże, przestraszyłeś mnie - Teatralnie kładę rękę na lewej piersi, kiedy odwracam się w jego stronę - I dzień dobry.
- Dzień dobry - powtarza Lucas, delikatnie się uśmiechając - Co robisz tak wcześnie na nogach? Zazwyczaj przewracasz się na drugi bok, kiedy wychodzę biegać.
Przewracam oczami, jednak nie komentuje jego uwagi.
- Nie mogłam jakoś zasnąć - przyznaje, przesuwając palcami po filiżance - Wczorajsze wydarzenia chyba wywarły na mnie większe wrażenie niż mi się wydawało.
Lucas kiwa jedynie głową. Przez chwilę mam nawet wrażenie, że to jedyna reakcja, jaką od niego otrzymam. On jednak w kilku krokach pokonuję dzielącą nas przestrzeń i bierze mnie w swoje ramiona, by następnie szepnąć:
- Wszystko będzie dobrze - delikatnie przebiega dłonią po moich plecach - Obiecuję, że od teraz nie pozwolę ci samej wsiąść do jakiejkolwiek windy.
Prycham na jego słowa, ale oddaje uścisk.
- Myślę, że wystarczy zacząć korzystać częściej ze schodów.  Nie musisz podążać za mną jak cień.
- Szkoda - wzdycha - Myślałem, że będziemy jak Christian i Ana.
Krztuszę się, prawie dławiąc się własną śliną i brudząc koszulkę Luca.
- Chyba muszę zablokować ci możliwość wypożyczania tego filmu.
- Nigdy tak właściwie go nie widziałem - przyznaje, a ja z zaskoczenia podnoszę wysoko brwi - Wszystko, co wiem pochodzi z opowiadań Clary i Christiana... Mówiąc o nim, dzwonił wczoraj do mnie i prosił żebyś się z nim skontaktowała.
Nie wiem czy bardziej martwi mnie fakt, że Chris i Lucas nawiązali jakąś dziwaczną więź, która może spowodować, że mój najlepszy przyjaciel wyjawi mu tysiące tajemnic na mój temat, czy może dziewczyna o imieniu Clary? Może odrobinę przesadzam, ale Luc nigdy o niej nie wspomniał, a przed chwilą wypowiedział jej imię, jakby było dla niego codziennością.
- Rozmawiałam już z nim rano - rzucam, postanawiając jak na razie siedzieć cicho - Ale dziękuje.
- Nie ma problemu...  A tak właściwie to, po co ci torba podróżna? Idziesz na siłownie czy coś?
Tak - wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Moje serce odrobinę przyśpiesza, a ręce zaczynają się pocić. Przez chwilę mam nawet wrażenie, że ponownie znajduję się w salonie moich rodziców z zamiarem oznajmienia im, że mam zamiar wziąć ślub z nieznajomym mężczyzną.
- Chyba musimy porozmawiać, Lucas.
Chłopak patrzy na mnie ostrożnie.
- Żadna rozmowa na świecie zaczynająca się od tych słów, nie zakończyła się jeszcze dobrze - stwierdza z całkowitą powagą - Chyba powinniśmy usiąść.
Siadam na kanapie, a Lucas przysuwa fotel, dzięki czemu możemy siedzieć twarzami do siebie. Przechodzę od razu do rzeczy:
- Chcę się wyprowadzić.
Chłopak marszy brwi, a ja myślę jak mogłabym załagodzić sytuację, którą się zaraz rozegra.
On jednak całkowicie mnie zaskakuję.
- Myślę, że masz racje.
- Mam?
- Pewnie - mówi z entuzjazmem - Przecież to oczywiste, że nie uda nam się spędzić razem dużo czasu, kiedy ty będziesz mieszkać ze swoimi rodzicami, a ja w moim mieszkaniu - ujmuje delikatnie moją dłoń i zaczyna bawić się palcami - Jak na razie moglibyśmy zamieszkać u mnie. Mieszkanie nie jest może wielkie, ale myślę, że ci się spodoba.
Rozchylam delikatnie usta i zwilżał wargi językiem. Boże, jak bardzo bym chciała, żeby to wszystko było prostsze, a ja mogłabym się po prostu cieszyć propozycją chłopaka. Niestety nie jest.
- To bardzo miłe Luc - szepcze, uśmiechając się smutno - Chodziło mi jednak o to, że ja chce się wyprowadzić teraz.  Do innego pokoju. Sama.
Blondyn marszczy czoło.
- Dlaczego?
Sama długo się nad tym zastanawiałam. Myślałam o tym całą noc, praktycznie do momentu, kiedy Lucas wszedł do salonu.
Wczorajsze wydarzenia otworzyły jednak moje oczy i po raz kolejny uświadomiły jak niewiele wiem o mężczyźnie, z którym od kilku dni dzielę nie tylko łóżko, ale również i życie. Jeszcze gorszy jest jednak fakt, że ten mężczyzna nie pozwala mi się poznać i nie widzę żadnej nadziei by to się zmieniło. Przynajmniej na razie. 
Dlatego też postanowiłam natychmiastowo podjąć działania i dać Lucowi wolną rękę. Bo może oboje po prostu potrzebujemy odrobinę przestrzeni? Tego świeżego oddechu i samotności, która najczęściej towarzyszy ludziom, kiedy poznają osobę, którą są wyraźnie zaintrygowani.
- Mam wrażenie, że stoimy w miejscu, Luc... I to już od dłuższego czasu - przyznaję, starając się być całkowicie szczera - Poznaliśmy się i co dalej? Bo jak na razie udajemy, że wszystkie jest w porządku, kiedy w rzeczywistości robimy krok do przodu, a następnie dwa do tyłu - rzucam, zastanawiając się, co ja tak naprawdę chce mu powiedzieć - Nadszedł, więc chyba najwyższy czas byśmy oboje przyznali, że jak na razie idzie nam do dupy. Śmiejemy się, wygłupiamy, ale nic po za tym. Dni natomiast lecą i za niedługo będziemy musieli podjąć jakąś decyzje... tylko na podstawie, czego? Bo jak na razie to ja nic o tobie nie wiem.
- Chcesz, więc rozwiązać ten problem poprzez ucieczkę od niego?
Zasysam dolną wargę i spuszczam wzrok. Spodziewałam się, że Luc może być wściekły, jednak nigdy nie przypuszczałam, że w jego oczach zobaczę zawód... A to jest tysiąc razy gorsze.
- Oczywiście, że nie! - Zaprzeczam i sięgam po jego dłoń, którą chłopak wcześniej wyrwał - Nie wiem po prostu jak poradzić sobie z tym wszystkim, a ty nie koniecznie pomagasz, będąc tą niedostępną, tajemniczą wyspą i...
- A więc teraz to moja wina?! - Bardziej stwierdza niż pyta, gwałtownie podnosząc się na nogi.
Robię to samo, nie chcąc rozmawiać z nim, kiedy mierzy mnie ciętym spojrzeniem z góry.
- Wiesz, że wcale nie to mam na myśli.
Lucas wzdycha, ściąga czapkę, w której zawsze biega, przeczesuję włosy palcami i znów ją wkłada.
- Dokładnie to masz na myśli - mówi, po dłuższym zastanowieniu - Gdyby tak nie było, nawet byś o tym nie wspomniała - prycha, wyrzucając prawą rękę w powietrze - I pomyśleć, że czułem się źle, po tym jak zareagowałaś na fakt, że wziąłem w tym udział dla pieniędzy. Najwyraźniej jednak niepotrzebnie, bo z twoim planem rozwalenia wszystkiego, co udało nam się osiągnąć przez ostanie dziesięć dni, właśnie w taki sposób skończy się nasze małżeństwo!  
Szczęka mi opada. Staram się powstrzymać gniew i rozczarowanie, jakie wywołują jego słowa, jednak tym razem jest tego za dużo, bym mogła udawać, że nic się nie stało.
Odczekuje kilka sekund, chcąc się uspokoić i zaciskam palce na materiale mojej koszulki. Poradzę sobie.
- Nie spodziewałam się, że przyjmiesz mój pomysł z radością, ale oskarżanie mnie o sabotowanie naszej relacji to już lekka przesada, Lucas - rzucam, ukrywając grymas smutku i zniesmaczenia - Zwłaszcza, że od samego początku toleruję fakt, że zbudowałeś wokół siebie ten gruby mur, kiedy ja po kolei wyjawiam ci coraz więcej szczegółów o moim życiu - blondyn chce mi przerwać, ale ja jeszcze nie skończyłam - I nawet nie próbuj wmówić mi, że jesteś nieśmiały, bo taka osoba zdecydowanie nie wzięłaby mnie na basen i rzucała na prawo i lewo tak jednoznacznymi komentarzami.
Biorę głęboki wdech i wypuszczam powietrze przez usta.
- Rozumiem, że masz problemy ze swoim bratem i nie chcesz o tym mówić - sama trzymam kilka sekretów zamkniętych pod kluczem - ale jest jeszcze wiele innych rzeczy, które mógłbyś mi o sobie powiedzieć... Ja nawet nie wiem, kiedy są twoje urodziny czy jaki jest twój ulubiony kolor.
Mój głos powoli słabnie i mam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Musze stąd wyjść. Teraz.  
To wszystko zaczyna za bardzo przypominać mój ostatni związek, a jest to jedna z tych rzeczy, które chciałabym wymazać ze swojej pamięci bez możliwości przywrócenia. Dlaczego więc nie potrafię odpuścić i chce dać nam jeszcze jedną szansę na nowy początek?
Boże, jestem taka żałosna.
- Znamy się dziesięć dni, Skylar...
Ignoruję go i podchodzę po przygotowaną wcześniej torbę.
- Dokąd się wybierasz?
- Nie dam rady przechodzić przez to ponownie, Luc.
Odwracam głowę i ocieram policzek, po którym zdążyła potoczyć się samotna łza, a następnie po prostu wychodzę.  
Od autorki: Nie wiem czy mogę inaczej zacząć niż od słów "Przepraszam". Przepraszam, że tak po prostu zniknęłam, przepraszam że nie było mnie tutaj od pięciu miesięcy i przepraszam, że nie dałam wam znać co się dzieje. Będąc jednak całkowicie szczerą przez to wszystko nie tylko, nie miałam czasu pisać, ale również ochoty.  Wtedy bowiem wszystko zeszło na drugi plan.
Na całe szczęście wszystko zakończyło się na naprawdę dobrze, a moje życie powoli wraca na normalne tory. A co za tym idzie wracam do was i obiecuje wynagrodzić pięciomiesięczną przerwę. Mam już nawet pomysł jak :))
Dziękuje wszystkim osobom, które ciągle dopytywały kiedy wracam - nawet nie wiecie jak dużo znaczy dla mnie fakt, że ktoś czeka i dalej chce czytać to opowiadanie.
Zaczęłam już nadrabiać zaległości na waszych blogach, dlatego spodziewajcie się w najbliższym czasie komentarzy! Gdybym jednak o kimś zapomniała ( za co z góry bardzo przepraszam) to proszę niech prześle mi linka w zakładce "Nowości u was"
Kocham! :*