poniedziałek, 19 października 2015

Ninth Day

Mrużę oczy, wytężając wzrok, by odnaleźć się w ciemnej przestrzeni. Światło bowiem już dawno zgasło - a przynajmniej tak mi się wydaję, ponieważ podczas całego zdarzenia upadłam i straciłam przytomność. Ocknęłam się, jak twierdzi Alex, piętnaście minut później, szepcząc najdziwniejsze rzeczy przeplatane imieniem mojego męża.
Od tego czasu zdążyłam się dowiedzieć, że jedyną osobą z działającą komórką jest Caroline - blondwłosa Angielka, którą odbywa w Paryżu służbową delegacje wraz ze swoim szefem. Po kilku nieudanych próbach telefonicznego kontaktu z innymi zgodnie przystaliśmy na jego tymczasowe wyłączenie, by oszczędzić i tak będącą już w ubogim stanie baterie.
Przeszukaliśmy również kieszenie i torby w poszukiwaniu drobnych przekąsek typu czekoladowe batony czy owocowe landrynki. Żadne z nas nie znalazło jednak nawet miętowej gumy, co po krótkim zastanowieniu wydaje się dość oczywiste, biorąc pod uwagę, że jest prawie dwunasta i każde z nas wybierało się właśnie do pokoju na zasłużony sen.
- Już lepiej? - pyta Alex, nawiązując do mojej bolącej głowy, która w przeciągu kilku godzin na pewno zostanie przyozdobiona fioletową gulą.
- Troszkę - przyznaję, odruchowo pocierając skronie. Nie zmienia to jednak faktu, że najprawdopodobniej zabiłabym dla mocnych proszków przeciwbólowych, by pozbyć się tego pulsującego miejsca w mojej czaszce, które jak na razie nie wydaje się odejść z własnej woli.
- Po tym, co zaprezentowałaś, nie liczyłbym na szybką ulgę - rzuca, na co delikatnie szturcham go w ramię. Naprawdę nie musi mi o tym przypominać! - Ciesz się, że nie masz ochoty wymiotować... A może raczej to my powinniśmy być za to wdzięczni. Ta mała przestrzeń zdecydowanie nie nadaje się do takich przeżyć.
Krzywię się na samą myśl o takiej możliwości. Zatrucie pokarmowe i wiążące się z nim wymioty są jednym z największych koszmarów mojego dzieciństwa i do dzisiaj zażywam wszystko, by ich uniknąć. Jest to również jeden z powodów, dla których tak bardzo boję się ciąży. Oczywiście istnieje jeszcze strach przed wychowaniem dziecka w rodzinie pozbawionej szczerzej miłości i zaufania, czego miałam okazję doświadczyć. Do tego jednak przyznaję się dużo rzadziej...
- Jak tam udał się wieczór z szampanem? - pytam, chcąc zmienić bieg moich myśli. Wpadanie w dodatkowy dołek nie wydaje się najlepszym rozwiązaniem w obecnej - i tak już kiepskiej - sytuacji.
- A muszę przyznać, że całkiem dobrze - odpowiada krótko. - Dziękuję.
- To wszystko?
Wydymam dolną wargę rozczarowana brakiem bardziej szczegółowych informacji. W duchu liczyłam na nazwę jakiejś dobrej restauracji czy miejsca wartego odwiedzenia, by móc zaskoczyć Lucasa.
- Spędziliśmy przemiły wieczór, jedząc typowo francuskie jedzenie, pijąc czekoladę i grając w szachy - mówi, przewracając przy tym oczami.
- Grając w szachy? - powtarzam, marszcząc zaskoczona brwi. To zdecydowanie nie pasuje do Alexa, który przeskakiwał ze mną przez bar. Mogę jednak zawsze się mylić, jako że tak naprawdę go nie znam.
- To ulubiona gra mojej narzeczona - wyjaśnia. - Czasami potrafi być całkiem interesująca.
Kiwam jedynie głową, nie wiedząc, co innego mogłabym zrobić. Dla mnie szachy były jedynie ucieczką od ćwiczenia podczas zajęć wychowania fizycznego i wydawały się w porządku tylko wtedy, kiedy mój przeciwnik nie pokonywał mnie, wykonując zaledwie kilka ruchów.
- Naprawdę! - upiera się, a w jego oczach pojawiają się kiedyś tak dobrze mi znane płomienie. - Co prawda sam nigdy bym ich nie wybrał, ale jak długo Diana jest dzięki temu szczęśliwa, nie będę narzekać. Miłość zmusza nas czasami do pewnych poświęceń, które po głębszym przemyśleniu wcale nie są tak wielkimi poświęceniami. Jestem pewien, że wiesz, o co mi chodzi.
Wymuszam uśmiech i spuszczam wzrok na moje palce, kiedy w środku mam ochotę krzyczeć. Cały dobry humor i chęć na przekomarzanie się znika, a nagłą potrzeba przytulenia się do mojego najlepszego przyjaciele jest jedynym, co czuję. Ja sama już dawno się w tym wszystkim pogubiłam. Nie tak jak ludzie, po których zachowaniu można poznać, że znajdują się w nowym dla nich mieście, a raczej jak małe dziecko w supermarkecie, któremu wydaje się, że zostało porzucone przez rodziców.
To ten sam rodzaj zagubienia, które towarzyszyło mi przez kilka tygodni, kiedy skończyłam osiem lat i nareszcie zrozumiałam, że krzyki moich rodziców nie są koniecznie krzykami wyrażającymi radość.
Z góry wszystko przecież wygląda kolorowo.
Mam przystojnego męża, który trzyma mnie za rękę w ciągu dnia, przytula w nocy i mówi, że wyglądam pięknie również wtedy, kiedy nie mam na sobie makijażu. Można by nawet powiedzieć, że uzupełnia mnie, naprawia to małe dziecko, które zostało pominięte w najmłodszych latach, i teraz uczy się walczyć z wszystkimi swoimi strachami. Wie o mnie prawie wszystko, jakbym była otwartą księgą i nigdy nie popełnia błędu przy wyborze ulubionych kwiatów czy koloru biżuterii.
Kiedy jednak strony się odwracają, ja mogę mówić jedynie o cudownym mężczyźnie, którego poznałam osiem dni temu. W mroku można bowiem dostrzec maskę, która chroni go i jego sekrety.
Próbowałam złożyć wszystkie elementy układanki. Może Nathan w jakiś sposób nadszarpnął jego zaufanie? Może nawet poszło im o dziewczynę? To mogłoby pasować. Lucas zachowuje się nadopiekuńczo zawsze wtedy, kiedy inny mężczyzna pojawia się w pobliżu - zwłaszcza jego własny brat. Czy jednak nastoletnia miłość mogłaby spowodować tak wielkie rany, by te nie zdążyły się jeszcze zagoić?
Usilnie wyobrażam sobie, że właśnie tak było i że to wydarzenie wcale nie wpłynie w dużej mierze na naszą przyszłość, okrywając zapomnieniem prawdę o tym, jakiego typu dziewczyną w rzeczywistości jestem.
Dla kobiet brak pewności siebie jest trudnym przeciwnikiem. Gdyby odjąć od tego miejsce, w jakim się wychowałam oraz moje wcześniejsze doświadczenie z uczuciem zwanym miłością, może byłoby inaczej. Może potrafiłabym odpowiednio zakręcić biodrami i wypchnąć usta, by zdobyć odpowiedzi na pytania, które prześladują mnie co nocy.
Wystarczy jednak wspomnienie przeszłości, bym mimowolnie się poddała.


Po dwóch godzinach siedzenia w czterech metalowych ścianach powoli zaczyna mi odbijać. Czuję się niczym gruby chomik zamknięty w małej, brudnej klatce, który drapiąc o pręty, uzyskuje jedynie słodkie słówka odnośnie jego wyglądu. Jakie jednak mają one znaczenie, kiedy on dalej się dusi?
Jedynym plusem tej sytuacji okazuje się poznanie Caroline. Wiele nas łączy, chociaż jeszcze więcej dzieli, co czyni ją atrakcyjniejszą. Ona również miała trudne dzieciństwo tylko jej rodzice rozwiedli się, kiedy miała dwanaście lat. Ma dwóch przyrodnich braci, którzy w odróżnieniu od niej, postanowili kontynuować rodzinny biznes ich matki. Podobno mają nadzieję, że dzięki ich modlitwie po zasmakowaniu pracy w korporacji jej się odmieni, ale Caroline uważa, że dopiero wtedy w pełni rozwinie skrzydła.
Marzyła o tym, by pewnego dnia zostać pilotem samolotu, ale z powodu lęku wysokości musiała nieco zmienić plany i obecnie chce przejąć dział reklamy i marketingu w firmie, której pracuje. Ja opowiedziałam jej o wybranej przez moich rodziców szkole biznesu i o moich własnych ambicjach pracy w jednej z nowojorskich redakcji. Kiedy przyznałam, że chyba jednak z tego zrezygnuje, odparła:
- Jesteś najgłupszą osobą, jaką w życiu poznałam! - Pokręciła głową. - Od dzisiaj będziesz pisać dla mnie!
Myślę, że to przypieczętowało naszą znajomość.
Teraz obie obserwujemy Alexa, która zasnął niecałe dwadzieścia minut temu i właśnie zaczął się ślinić. I nie mam tutaj na myśli małej kropelki w kąciku ust, a wielki ślinotok płynący ku szyi.
- Tak szczerze, to on jest całkiem przystojny - rzuca blondynka ze swoim brytyjskim akcentem.
Podnoszę wysoko brwi.
- Czy ty nie widzisz tego wodospadu, który właśnie znika za jego koszulką?
- Och przestań... To jest całkiem słodkie - upiera się przy swoim, wydymając dolną wargę.  - Jest przystojny. Przyznaj, że jest przystojny.
Mam ochotę się zaśmiać, słysząc powagę w jej głosie. Jeżeli tak wyglądają jej przemówienia, to kupię wszystko, co zareklamuje!
- Jest przystojny i nawet zabawny, ale również bardzo zajęty.
- Gadanie - burczy, wyciągając do przodu nogi. - Może stwierdzi, że ona jednak nie jest dla niego? W końcu kto uwielbia grać w szachy?
Jej twarz wykrzywia się w dziwnym grymasie, kiedy energicznie gestykuluje rękoma. Powiedziałabym, że nawet za energicznie, ponieważ przy okazji uderza mnie w głowę.
- To nie jest program Spełnimy Twoje Marzenia! - mówię z uśmiechem. - I zdziwiłabyś się jak dużo ludzi.
- Dziwnych ludzi...
- Czy zresztą nie podobał ci się twój szef? Mark? Mike?
Podnoszę brew, kiedy dziewczyna potakuję głową.
- No właśnie - mój szef! Narzeczona wydaje się prostsza do przeskoczenia...
Nie wytrzymuję i wybucham śmiechem, który odbija się i niesie echem po całym pomieszczeniu. 

- Nareszcie - szepcze Caroline, energicznie poderwawszy się do góry, kiedy winda powoli zaczyna zjeżdżać na dół. Podążam zaraz za nią, szczęśliwa, że nareszcie wydostanę się z tej metalowej klatki.
Te kilka godzin naprawdę dały mi w kość. Co prawda fizycznie ciągle się trzymam - ból głowy już dawno zmalał na sile, a dzięki miłemu towarzystwu udało mi się nawet pokonać falę snu  - psychicznie jestem jednak jedną wielką kupką pytań i nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam bez przynajmniej kilku odpowiedzi. W końcu każdy kanister benzyny kiedyś się przeleje i w efekcie wybuchnie.
Tak to jednak jest, gdy zaślepia cię pożądanie. Władzę nad tobą przejmują twoje własne emocje i odrywasz się od rzeczywistego świata. Dlatego, gdy mijasz ukryte w cieniu uliczki, gdy słyszysz dobiegające z ciemnych kątów przekleństwa, nie zwracasz na to uwagi - twój wzrok zaćmiewa to, czego pragniesz - i tak właśnie można się potknąć po raz pierwszy. A do tego nie mogę ponownie dopuścić.
Za dobrze znam ten słony smak towarzyszący ostremu jak brzytwa bólowi. Strach, który otula nas niczym koc, a ty poddajesz się mu, bo zanadto jesteś już zmęczony walką. Nawet nie smutne, a żałosne są takie chwile, gdy to strach staje się pocieszycielem, gdy lęk przeistacza się w dobrego towarzysza. Gdy po otwarciu oczu widzisz jedynie ciemność, bo zbyt długo nie oglądałeś świata. Kiedyś była to jednak codzienność, do której naprawdę nie mam ochoty wracać.
Obiecałam sobie, że już nigdy nie będą tą samą, małą Sky, która ledwo zdała ostatni rok liceum przez złamane serce. I wiem, że nie mogę wypłynąć od razu na głęboką wodę, ale również nie mogę dać Lucowi pięćdziesięciu dni na otwarcie się przede mną. Możemy robić to powoli, krok po kroczku razem odkrywać nasze tajemnice i zdobywać wzajemne zaufanie. Musimy jednak ruszyć do przodu, bo inaczej nasze małżeństwo skończy się zupełnie inaczej, niż początkowo chciałam.
- Na całe szczęście! - warczy Alex, stając po mojej prawej. - Jeszcze chwila, a doświadczyłybyście czegoś nieszczególnie ciekawego - dodaje, co biorąc pod uwagę jego dziwną postawę może oznaczać tylko jedno.
- Czyżby ktoś tutaj musiał do toalety? - pytam słodko, wymownie podnosząc brew.
Caroline wydaje się rozumieć, o co mi chodzi, ściskając chłopaka z drugiej strony.
- Tak i jeżeli nie przestaniecie, będziecie mogły to zobaczyć - rzuca, poruszając ramionami, by odepchnąć nas od siebie. - Mówię poważnie.
Zagryzam dolną wargę, starając się powstrzymać śmiech. Kilka sekund później drzwi widny się otwierają, a Alex wybiega z niej niczym oparzony i zaczyna przedzierać się przez tłum zgromadzony w lobby.
Ja podążam zaraz za nim, ciesząc się, że nareszcie będę mogła zmyć z siebie ten okropny zapach chloru. Do teraz jestem w niezłym szoku, że ani Caroline, ani Alex nie wypomnieli mi tego w ciągu tych kilku godzin. 
Nie udaje mi się jednak zrobić nawet dziesięciu kroków, kiedy moje stopy zostają oderwane od ziemi, a ciało przyciągnięte do ciepłej klatki piersiowej Lucasa. Jego ramiona otulają mnie dookoła, miażdżą płuca, praktycznie uniemożliwiając oddychanie.
- Sky - szepcze cicho, wsuwając nos w moje włosy i nabierając głęboko powietrza. - Skylar.
Wręcz czuję, jak jego mięśnie naprzemiennie napinają i rozluźniają się pod koszulką, kiedy powoli rusza do przodu ze mną na rękach.
- Gdzie idziesz? - pytam cicho, ciesząc się, że ta cała sytuacja jednak coś w nim obudziła. Może jednak nie będzie tak trudno, jak mi się wydawało? - Winda jest w drugą stronę.
- Na końcu korytarza są schody - wyjaśnia, pocierając dłonią moje plecy. - Od dzisiaj winda jest dla ciebie miejscem zakazanym - dodaje, na co wydymam dolną wargę. Naprawdę nie marzy mi się pokonywanie tysiąca schodów każdego dnia.
- Przecież to nie moja wina, że winda się zepsuła - burczę niezadowolona. - Zresztą czy wyobrażasz sobie mnie, schodzącą po tych schodach w szpilkach?
Przenoszę na niego wzrok, mocniej zaciskając ramiona wokół jego szyi, kiedy Lucas zaczyna pokonywać kolejne stopnie.
- W takim razie od dzisiaj nie jeździsz windą sama.
Kilka minut później Luc otwiera drzwi do naszego pokoju i stawia mnie na podłodze. Jest zmęczony i nie muszę spoglądać ponownie, by wiedzieć, jak bardzo stara się nie ulec pokusie zamknięcia oczu. Sama ledwo trzymam się na nogach, a wstałam prawie dwie godziny po nim.
- Chodźmy spać - proponuję, sięgając po jego prawą dłoń.
- Tak bardzo się o ciebie martwiłem, Sky - mówi, ignorując wypowiedziane prze zemnie zdanie i przyciąga mnie do siebie. - Nie powinienem puszczać cię samej. Wiedziałem, że to był zły pomysł - dodaje, zamykając oczy i opierając czołem o moje czoło. 
- Przecież nic mi nie jest...
- Byłabyś zdziwiona, Sky, jak duże szkody mogą wyrządzić małe rzeczy.
Niespokojny oddech wymyka się przez jego wargi, kiedy ja ciągle przetwarzam wypowiedziane przez niego słowa. Przypominają mroczy sekret, tajemnicę przekazywaną w cieniu nocy, by nie usłyszał jej nikt nieproszony.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi, Luc - szepczę, skubiąc zębami dolną wargę. - Nie potrafię czytać w twoich myślach i nie znam cię na tyle dobrze, by móc się tego domyślić... Musisz wyrażać się jaśniej.
Niepewnie podnoszę ręce i ujmuję jego dłonie. Proszę, proszę powiedz coś - zaklinam, jednak sekundy mijają, a chłopak dalej milczy.
- Co takiego wyrządziło tak dużą szkodę? - pytam, starając się zachęcić go do otwarcia.
Przecież nie będę go oceniać. Nie będę płakać, śmiać się czy krzyczeć. Dlaczego więc miałby się bać powiedzieć mi, o co w tym wszystkim chodzi?
- Masz rację... - Nabiera powietrza i spogląda w moje oczy. - Dzisiaj wydarzyło się już wystarczająco dużo. Powinniśmy się położyć.
Całuje moje czoło i uśmiecha się delikatnie, zostawiając mi na noc kolejne pytanie.
Od autorki: Witajcie kochani !
Rozdział co prawda pojawia się dzień później niż bym tego chciała, ale hej... przynajmniej nie minął miesiąc czy nawet dwa :)). Jest również dużo krótszy niż początkowo zakładałam, jednak jedna ze scen ( może nawet ta, która spodobałaby się wam najbardziej ) jakoś mi tu nie pasowała... Powinna się ona jednak pojawić w następnym rozdziale, albo jeszcze następnym ! :*
Mam jednak nadzieję, że pokazał wam on co dzieje się w głowię Sky. I co myślicie o nowej postaci - Caroline?
Przechodząc jednak do ważniejszych rzeczy, chciałabym wam ogromnie podziękować za wszystkie komentarze pod dniem ósmym. Nie spodziewałam się, że będzie was tu tak dużo po takiej przerwie. Po prostu nigdy nie przestajecie mnie zaskakiwać i jestem wam za to ogromnie wdzięczna ! :**
Ściskam ! :*

czwartek, 1 października 2015

Eight Day

- Nie wierzę, że udało ci się mnie na to namówić - burczę, zrzucając na podłogę ciepły ręcznik i zamykam oczy. Odważna. Muszę być odważna.
- Mam ponad metr osiemdziesiąt, wiec nie masz się czego obawiać. - Lucas uśmiecha się i chlapie wodą w moją stronę - Poza tym obiecuję trzymać ręce z dala od zapięcia biustonosza. Chociaż nie będę kłamał, mam bogatą wyobraźnię, więc kiedy będziesz już w wodzie, zacznę fantazjować.
Wywracam oczami i pocieram ramiona, które zdążyły pokryć się gęsią skórką. Czemu się jednak dziwić? Jest po siódmej, a my spędzamy czas w hotelowym basenie, który został zamknięty pół godziny temu.
- Jakoś to mnie nie przeraża - rzucam.
Nie mogę jednak tego powiedzieć o litrach wody, które znajdują się zaledwie kilka kroków ode mnie. Czy wspomniałam kiedykolwiek, że nienawidzę ośmiornic i panicznie boję się wody? A przynajmniej odkąd w wieku siedmiu lat wpadłam do morza. Po tym wydarzeniu nawet tonięcie w kreskówkach przestało być zabawne.
Może więc będzie lepiej, jeżeli jednak zrezygnuję z tego szalonego pomysłu, zanim wskoczę do basenu i zrobię z siebie totalną idiotkę.
- Obiecuję, że nic ci się nie stanie, Sky - mówi, a szczerość w jego głosie jest tak namacalna, że aż ściska mi serce.
Przełykam z trudem ślinę i kiwam głową, robiąc pierwszy krok.
Luc uśmiecha się w zrozumieniu i bierze mnie w ramiona. Jego ciało parzy moją skórę, kiedy powoli stawia mnie na pierwszy stopniu. Jesteśmy oddzieleni od siebie kawałkami materiału i mimo że w innej sytuacji najprawdopodobniej już zwróciłabym na to większą uwagę, teraz wszystko co czuję, to przerażenie. Chcę jedynie tulić się do niego i tylko do niego. Mam wrażenie, że dzięki temu zapomnę o otaczającej mnie wodzie i paraliżującym strachu.
- Nie bój się - szepcze, przyciskając mnie mocniej do swojej piersi. - Trzymam cię.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. Nie pozwolę, żebyś była na sekundę sama. Nie pozwolę ci utonąć. Nie puszczę twojego ciała, dopóki nie będziesz gotowa i nie spuszczę z ciebie oka, aż osuszysz się ręcznikiem.
Spoglądam na chłopaka z wdzięcznością i stawiam kolejny krok, mocniej ściskając jego rękę.
- Jest ciepła - przyznaję, rozchlapując wodę stopą.
Jest inna, niż pamiętałam. Lekka, przyjemna, wydaje się wręcz tańczyć pomiędzy moimi palcami. Niczym nie przypomina zabójczej broni, która prawie pochłonęła moje drobne ciałko piętnaście lat temu.
Nie oznacza to jednak, że nagle przestała mnie przerażać. Dalej jest cichym zabójcą, który może zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. Tylko tym razem mogę już nie mieć tyle szczęścia.
Podnoszę wzrok i uśmiecham się delikatnie w stronę Luca. To ten uśmiech, którym chcę pokazać mu nadzieję i wiarę w niego. W nas. W to wszystko, co udało nam się stworzyć podczas tych kilku dni, mimo że wydaje się to być jedynie małą kroplą w ocenie wydarzeń, które będą mieć miejsce.
- To basen z podgrzewaną wodą - wyjaśnia rzeczowo. - Jeżeli jednak nagle zrobi ci się zimno, to bardzo chętnie cię rozgrzeje.
- To raczej nie będzie konieczne... Nie mówiąc już o tym, że to dość nierozsądne, skoro oboje jesteśmy tylko w strojach kąpielowych.
Mimo paraliżującego strachu, nie mogę nie zwrócić uwagi na Lucasa. Widok jego wyrzeźbionego torsu chyba nigdy mi się nie znudzi. Jest to ciało, o którym marzą odtwórcy głównych ról, o którym można pisać nieskończoną ilość wierszy miłosnych i które przez najbliższe czterdzieści dwa dni będzie należeć tylko do mnie. I teraz stojąc po pas zanurzony w wodzie, wygląda równie pięknie. Aż zazdroszczę jej, że dotyka go tam, gdzie ja nie mogę.
- Jesteś pewna? - Podnosi zawadiacko brew. - To jedna z zasad jakich nauczono mnie w skautach: trzeba ocierać się ciałami, by wytworzyć ciepło.
- Będę pamiętać na przyszłość - rzucam, chcąc rozładować napięcie seksualne, zanim zapragnę rzucić się na niego.
Zaciskam szczękę, niepewnie robiąc kilka następnych kroków, aż staję na ostatnim stopniu. Woda sięga mi teraz do pasa, dzięki czemu Luc dalej może podziwiać moje różowe bikini.
Małe trójkąty ledwo zakrywają moje piersi, a majtki to wąski sznurek z odrobiną materiału z przodu i z tyłu. Według mnie strój pasuje bardziej do prostytutki czy striptizerki, jednak Christian ma najwyraźniej inne wyobrażenia co do tych kobiet.
- Ja również, ja również - powtarza i przyciąga mnie do siebie.
Zachłystuję się powietrzem, kiedy woda przykrywa moje ciało po samą szyję. Przez chwilę mam nawet wrażenie, że wszystko dzieje się od początku. Woda wlewa mi się do ust i nosa, kiedy w panice staram się zaczerpnąć powietrza, ręce i nogi działają jak powinny, ale moje ciało ciągle znajduje się pod wodą, a oczy zachodzą mgłą. Tonę. Schodzę pod wodę bez powietrza w płucach i mimo starań nie potrafię wrócić na powierzchnie.
- Sky. - Cichy szept dociera do mnie niczym echo, a delikatny oddech łaskocze prawe ucho. - Kochanie, spokojnie. Jestem przy tobie. Jesteś bezpieczna.
Otwieram szeroko usta i staram się nabrać powietrza. Lucas robi to samo - dokładnie tak jak w tych wszystkich filmach, kiedy kobieta rodzi dziecko, a ludzie wokół oddychają nerwowo razem z nią. I mimo że jest to częściowo denerwujące, pomaga mi.
- P...p...przepraszam - mamroczę, czując się delikatnie zawstydzona, że spanikowałam przy nim. Zdecydowanie nie tego chciałam.
- To ja przepraszam, nie powinienem tego robić - zaczyna, pocierając mój policzek. - Nie powinienem cię do tego zmuszać. Lepiej chodźmy do pokoju - proponuje, powoli ruszając w stronę schodków.
Cholera. Pięć minut temu dałabym się pokroić za te słowa, a teraz... Teraz mam wrażenie, że będę zwykłym tchórzem.
- Nie - mówię, a mój głos brzmi dużo pewniej niż bym się spodziewała. - Chcę.
Lucas zatrzymuje się wpół kroku i podnosi zaskoczony brew. Nie trudno mu się jednak dziwić - jeszcze chwile temu, ledwo schodziłam po schodkach basenu.
- Jesteś pewna? - pyta i mogę przysiąc, że jego palce mocniej zaciskają się na mojej talii.
Kiwam w potwierdzeniu głową i niepewnie opuszczam nogi, którymi wcześniej w panice oplotłam jego pas. Poziom wody momentalnie się zmienia - moje ciało zostaje przykryte praktycznie po samą szyję, przez co wbijam paznokcie w biceps Luca. Nie umiem się powstrzymać, reaguję wręcz instynktownie, jakbym chwytała się koła ratunkowego. Bo mimo tego, że chcę nauczyć się pływać, dalej jestem przerażona i dopóki nie będę pewna przynajmniej w dwudziestu pięciu procentach swoich umiejętności pływackich, nie ma mowy, bym weszła do wody sama.
- Okej - rzuca niepewnie i sadzając mnie sobie na boku, rusza na środek basenu. Jest jednak dużo ostrożniejszy - idzie powoli, co chwilę robiąc krótkie przerwy bym mogła przyzwyczaić się do wysokości wody. I dziwnym trafem to działa lepiej niż ciepłe okłady podczas miesiączki, bo kiedy stajemy w najgłębszej części, czuję się bezpiecznie. Co prawda sama nie zbliżyłabym się nawet do krawędzi, ale z Lucasem... z Lucasem wiem, że nic mi się nie stanie.
- Zaczniemy od podstaw...
Podnoszę pytająco brew, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakiś podpowiedzi.
- Słucham?
- Unoszenie się na wodzie.
- Unoszenie się na wodzie?
- Tak - mówi, jakby nawet trzyletnie dziecko potrafiło zrobić to z zamkniętymi oczami. Ja natomiast jestem skołowana i przez chwilę naprawdę żałuję, że nie skorzystałam z możliwości ucieczki.
- Nie umiem - szepczę, spuszczając wzrok.
- Każdy to potrafi - stwierdza, spoglądając w moje wielki oczy. - Ufasz mi?
Niepewnie kiwam głową i wykonuję jego prośbę - powoli opuszczam się plecami na wodę. I mimo tego, że czuję dłonie Lucasa pod moimi plecami i nogami, że czuję się stabilnie, mam wrażenie, że jeżeli zaraz nie zacznę ruszać rękami, to skończę na dnie.
- Spokojnie - mruczy, pocierając moje plecy pod wodą. - Przestań o tym wszystkim myśleć, skup się na czymś przyjemnym.
Mam ochotę zapytać, co kryje się pod słowem "przyjemnym", jednak ostatecznie zamykam usta i po raz drugi ulegam jego słowom. A przynajmniej się staram, ponieważ mimo wszystko nie umiem zapomnieć o wydarzeniu sprzed kilkunastu lat - jest to zmora, która chodzi za mną zbyt długo, by pozbyć się jej w dziesięć minut.
Ostatecznie zatrzymuję myśli wokół jego ust. Różowe i pełne nawiedzają moje sny od kilku dni, jednak jeszcze ani razu nie udało mi się ich skosztować - zawsze budzę się w momencie, kiedy już mam ich dotknąć. Na co dzień wcale nie jest lepiej - już kilkukrotnie przyłapałam samą siebie na dosłownym gapieniu się na jego wargi i mam wrażenie, że Luc również to zauważył. Powiedziałabym nawet, że chłopak bawi się moim kosztem, natarczywie je oblizując.
- Świetnie ci idzie - mówi, na co uchylam prawe oko.
- Naprawdę? - pytam zdziwiona - Bo ja mam wrażenie, że przypominam raczej wieloryba, który został wyrzucony na plażę i nie wie, co ma z sobą zrobić.
Blondyn prycha i zaczyna kręcić głową.
- W którym miejscu? -  Szczypie mnie delikatnie w bok - Wyglądasz cholernie dobrze w tym bikini. Aż mam ochotę wyrzucić wszystkie twoje ciuchy, byś chodziła tylko w tym różowym cudeńku.
Powtarzam wcześniejszą minę Luca i chlapię wodą w jego kierunku.
- Żebym zaraz ja cię do czegoś nie zmusiła - prycham, zamykając oczy.
- Zrobię wszystko co każesz, ma pani - mówi z zabawnym akcentem. - Najpierw jednak pójdziemy świętować.
Mimowolnie otwieram oczy i spoglądam na niego pytająco. Czy nie wystarczy mu, że weszłam już dzisiaj do basenu?
- Unosisz się, Sky. Sama.
 Chłopak uśmiecha się szeroko, aż w jego policzkach tworzą się dołeczki i unosi ręce na wysokość głowy.
Początkowo mam ochotę go uderzyć, nabić kilka siniaków na tej opalonej skórze i nakrzyczeć na niego, by już nigdy więcej tego nie robił. Moment później moje ciało tężeje - napinam się niczym struna, zginam wpół i idę prosto na dno. No prawie - Luc łapie mnie w ostatnim momencie, dzięki czemu moja twarz pozostaje na powierzchni.
- Unosiłam się? - pytam, połykając głośno powietrze.
Później odegram się za to, co zrobił.
- Tak. I to nawet kilkanaście dobrych sekund.
- O słodki ... - zaczynam, rzucając mu się na szyję.
Mam ochotę krzyczeć. Pochwalić się każdemu, że mimo wielkiego strachu udało mi się utrzymać się na wodzie. I może nie jest ze mnie jeszcze olimpijczyk czy nawet sympatyk tego sportu, ale po piętnastu długich latach po raz pierwszy zanurzyłam się dalej niż po kostki i jestem z tego powodu całkowicie, nieodwołanie dumna - bez względu, jak patrzą na to inni.
- Dziękuję - szepcze, łapiąc w dłonie jego twarz i całując oba policzki. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
- Nie masz za co - mówi, muskając palcem mój bok.
A ja reaguję tak, jak on tego pragnie - dostaję ciarek i przenoszę wzrok na jego wargi. Te pełne, różowe, nieosiągalne wargi, które znajdują się zaledwie kilka centymetrów od moich. On zresztą po raz kolejny mnie prowokuje, popycha do granic, kiedy w końcu nie wytrzymam i ulegnę, wykonując ten ostatni ruch, jednocześnie przegrywając niewypowiedzianą walkę. 
Cholera! Sposób, w jaki oblizuje usta, zdecydowanie nie ułatwia mi sprawy...
Może jednak warto się poddać? Odpuścić ten jeden, jedyny raz i zaznać tej tak długo wyczekiwanej przyjemności? W końcu to, że przegram jedną bitwę, nie oznacza, że nie mogę wygrać wojny, prawda? Prawda. Po co więc mam się męczyć?
Pocałuję go. Nareszcie go pocałuję i szczerze... Ostatnie, o czym w tym momencie chcę myśleć, to fakt, że będą tą osobą, która ostatecznie się poddała.
- Hej! - Głośny krzyk przerywa moje rozmyślenia i powoduje, że zaskoczona gwałtownie odsuwam się od ust Lucasa. - Wyłaźcie z wody! Basen jest już dawno zamknięty.
Zamykam w zaskoczeniu oczy i chowam głowę w zagłębieniu szyi blondyna. Nie umyka mi jednak siarczyste przekleństwo, które wypływa z jego ust - widać, że nie jest zadowolony z przebiegu sytuacji. Ja zresztą również nie skaczę z radości - było już tak blisko!
- Wychodzimy, wychodzimy... - warczy i zacieśniając uścisk wobec mojej talii, wynosi mnie z basenu.
Piętnaście minut później wsiadamy do windy i po wciśnięciu przycisku z numerem 0 ruszamy na pierwsze piętro, by potwierdzić chęć skorzystania z serwisu "śniadanie do łóżka". I chociaż na samą myśl o ciepłych babeczkach i naleśnikach z owocami cieknie mi ślinka, w tym momencie mam je głęboko w nosie.
Jedyne, co zaprząta mi głowę, to pocałunek. Cholerny pocałunek, który wydaje się mieć większe znaczenie niż sama ceremonia ślubna, którą mamy już dawno za sobą. Co prawda, nie mogę powiedzieć, że to oczekiwanie mi się nie podoba - czasami wydaje się wręcz przyjemne - jednak jak długo uda nam się to ciągnąć? Zwłaszcza, że oboje nie należymy do grupy najcierpliwszych.
- Możesz jechać już do pokoju, a ja jeszcze szybko polecę załatwić wszystko, co trzeba - rzuca, delikatnie pocierając moje plecy.
- Na pewno?
- Nic mi się nie stanie, Sky - mruczy, a kiedy metalowe drzwi windy zaczynają się otwierać, posyła mi ostatni uśmiech i rusza w stronę recepcji.
Wzdycham i wymieram numerek mojego piętra.
Tego dnia zdecydowanie wydarzyło się za dużo - zaczynając od niebezpiecznej lekcji pływania i kończąc na prawie pocałunku. Patrząc bowiem na to wszystko z pewnej perspektywy, ja i Lucas praktycznie się nie znamy. Jesteśmy parą, która wzięła ślub i od tamtego momentu ciągnie na wzajemnym pożądaniu, zamiatając wszystkie brudy pod dywan. A mimo wszystko nie mogę się powstrzymać - jestem niczym ślepiec prowadzony za rękę.
Czy jednak zawsze trzeba postępować racjonalnie? W końcu ludzie mają prawo do popełniania błędów. I niektórzy mogą nazywać mnie głupią, ale wolę podążać za tym, co podpowiada mi w tym momencie serce niż mózg.
Chociaż miałam już okazje przekonać się, jak bardzo bolą takie złe decyzje.
- Dobry wieczór, Skylar, która woli, kiedy mówi się do niej Sky.
Alex wyłania się zza zakrętu, zgrabnie wsuwając się pomiędzy zamykające się drzwi. Zaraz za nim pojawia się szczupła blondynka, która bezszelestnie zajmuje miejsce w prawym rogu windy.
- Cześć, Alex. - Uśmiecham się i kiedy oboje wciskają odpowiedni numerek piętra, nareszcie ruszamy w górę - Jak tam muzea? - pytam, nawiązując do jego planów, które przedstawił mi zeszłego wieczora.
- W porządku. Jestem jednak szczęśliwy, że mam to już za sobą - rzuca, na co posyłam mu zdziwione spojrzenie. Wersal jest piękny! - Nie przepadam za zakupami.

I już mam dopytać, o co dokładnie mu chodzi, kiedy światła gasną, a winda gwałtownie staje.
Od autorki: Witajcie kochani !
Z góry chciałam przeprosić za długą nieobecność. Nie będę się rozwodzić nad jej powodami, jednak przeprosiny zdecydowanie wam się należą. I to nie jedne !
Jeżeli chodzi o rozdział to nie należy on ani do najdłuższych ani do najlepszych. Naprawdę jednak nie chciałam kazać wam dłużej czekać i przez ostatnie dwa dni wycisnęłam z siebie tyle ile mogłam. Mam nadzieję, że spodoba się przynajmniej części:*
Przechodząc jednak do tego co najważniejsze - zajdą tutaj pewne zmiany. Co prawda pod każdym postem obiecuje większą aktywność i jak na razie skutków nie widać, jednak tym razem jestem naprawdę zdeterminowana, by uporządkować to i owo. W końcu jeżeli udało mi się poukładać moje życie, dlaczego miałabym poddać się  tutaj? W przeciągu kilku dni w Aktualnościach pojawią się daty następnych rozdziałów, których (bardzo!) postaram się trzymać. Trzymajcie kciuki by tym razem się udało !
Wszystkie zaległości u was nadrobię do niedzieli!
Całuje i ściskam wszystkich którzy czekali! :***