Mrużę oczy,
wytężając wzrok, by odnaleźć się w ciemnej przestrzeni. Światło bowiem już
dawno zgasło - a przynajmniej tak mi się wydaję, ponieważ podczas całego
zdarzenia upadłam i straciłam przytomność. Ocknęłam się, jak twierdzi Alex,
piętnaście minut później, szepcząc najdziwniejsze rzeczy przeplatane imieniem
mojego męża.
Od tego czasu
zdążyłam się dowiedzieć, że jedyną osobą z działającą komórką jest Caroline -
blondwłosa Angielka, którą odbywa w Paryżu służbową delegacje wraz ze swoim
szefem. Po kilku nieudanych próbach telefonicznego kontaktu z innymi zgodnie
przystaliśmy na jego tymczasowe wyłączenie, by oszczędzić i tak będącą już w
ubogim stanie baterie.
Przeszukaliśmy
również kieszenie i torby w poszukiwaniu drobnych przekąsek typu czekoladowe
batony czy owocowe landrynki. Żadne z nas nie znalazło jednak nawet miętowej
gumy, co po krótkim zastanowieniu wydaje się dość oczywiste, biorąc pod uwagę,
że jest prawie dwunasta i każde z nas wybierało się właśnie do pokoju na
zasłużony sen.
- Już lepiej? -
pyta Alex, nawiązując do mojej bolącej głowy, która w przeciągu kilku godzin na
pewno zostanie przyozdobiona fioletową gulą.
- Troszkę -
przyznaję, odruchowo pocierając skronie. Nie zmienia to jednak faktu, że najprawdopodobniej
zabiłabym dla mocnych proszków przeciwbólowych, by pozbyć się tego pulsującego
miejsca w mojej czaszce, które jak na razie nie wydaje się odejść z własnej
woli.
- Po tym, co
zaprezentowałaś, nie liczyłbym na szybką ulgę - rzuca, na co delikatnie
szturcham go w ramię. Naprawdę nie musi mi o tym przypominać! - Ciesz się, że
nie masz ochoty wymiotować... A może raczej to my powinniśmy być za to
wdzięczni. Ta mała przestrzeń zdecydowanie nie nadaje się do takich przeżyć.
Krzywię się na samą
myśl o takiej możliwości. Zatrucie pokarmowe i wiążące się z nim wymioty są
jednym z największych koszmarów mojego dzieciństwa i do dzisiaj zażywam
wszystko, by ich uniknąć. Jest to również jeden z powodów, dla których tak
bardzo boję się ciąży. Oczywiście istnieje jeszcze strach przed wychowaniem
dziecka w rodzinie pozbawionej szczerzej miłości i zaufania, czego miałam
okazję doświadczyć. Do tego jednak przyznaję się dużo rzadziej...
- Jak tam udał się
wieczór z szampanem? - pytam, chcąc zmienić bieg moich myśli. Wpadanie w
dodatkowy dołek nie wydaje się najlepszym rozwiązaniem w obecnej - i tak już
kiepskiej - sytuacji.
- A muszę przyznać,
że całkiem dobrze - odpowiada krótko. - Dziękuję.
- To wszystko?
Wydymam dolną wargę
rozczarowana brakiem bardziej szczegółowych informacji. W duchu liczyłam na
nazwę jakiejś dobrej restauracji czy miejsca wartego odwiedzenia, by móc
zaskoczyć Lucasa.
- Spędziliśmy
przemiły wieczór, jedząc typowo francuskie jedzenie, pijąc czekoladę i grając w
szachy - mówi, przewracając przy tym oczami.
- Grając w szachy?
- powtarzam, marszcząc zaskoczona brwi. To zdecydowanie nie pasuje do Alexa,
który przeskakiwał ze mną przez bar. Mogę jednak zawsze się mylić, jako że tak
naprawdę go nie znam.
- To ulubiona gra
mojej narzeczona - wyjaśnia. - Czasami potrafi być całkiem interesująca.
Kiwam jedynie
głową, nie wiedząc, co innego mogłabym zrobić. Dla mnie szachy były jedynie
ucieczką od ćwiczenia podczas zajęć wychowania fizycznego i wydawały się w
porządku tylko wtedy, kiedy mój przeciwnik nie pokonywał mnie, wykonując
zaledwie kilka ruchów.
- Naprawdę! -
upiera się, a w jego oczach pojawiają się kiedyś tak dobrze mi znane płomienie.
- Co prawda sam nigdy bym ich nie wybrał, ale jak długo Diana jest dzięki temu
szczęśliwa, nie będę narzekać. Miłość zmusza nas czasami do pewnych poświęceń,
które po głębszym przemyśleniu wcale nie są tak wielkimi poświęceniami. Jestem
pewien, że wiesz, o co mi chodzi.
Wymuszam uśmiech i
spuszczam wzrok na moje palce, kiedy w środku mam ochotę krzyczeć. Cały dobry humor
i chęć na przekomarzanie się znika, a nagłą potrzeba przytulenia się do mojego
najlepszego przyjaciele jest jedynym, co czuję. Ja sama już dawno się w tym
wszystkim pogubiłam. Nie tak jak ludzie, po których zachowaniu można poznać, że
znajdują się w nowym dla nich mieście, a raczej jak małe dziecko w
supermarkecie, któremu wydaje się, że zostało porzucone przez rodziców.
To ten sam rodzaj
zagubienia, które towarzyszyło mi przez kilka tygodni, kiedy skończyłam osiem
lat i nareszcie zrozumiałam, że krzyki moich rodziców nie są koniecznie
krzykami wyrażającymi radość.
Z góry wszystko
przecież wygląda kolorowo.
Mam przystojnego
męża, który trzyma mnie za rękę w ciągu dnia, przytula w nocy i mówi, że
wyglądam pięknie również wtedy, kiedy nie mam na sobie makijażu. Można by nawet
powiedzieć, że uzupełnia mnie, naprawia to małe dziecko, które zostało
pominięte w najmłodszych latach, i teraz uczy się walczyć z wszystkimi swoimi
strachami. Wie o mnie prawie wszystko, jakbym była otwartą księgą i nigdy nie
popełnia błędu przy wyborze ulubionych kwiatów czy koloru biżuterii.
Kiedy jednak strony
się odwracają, ja mogę mówić jedynie o cudownym mężczyźnie, którego poznałam
osiem dni temu. W mroku można bowiem dostrzec maskę, która chroni go i jego
sekrety.
Próbowałam złożyć
wszystkie elementy układanki. Może Nathan w jakiś sposób nadszarpnął jego
zaufanie? Może nawet poszło im o dziewczynę? To mogłoby pasować. Lucas
zachowuje się nadopiekuńczo zawsze wtedy, kiedy inny mężczyzna pojawia się w
pobliżu - zwłaszcza jego własny brat. Czy jednak nastoletnia miłość mogłaby
spowodować tak wielkie rany, by te nie zdążyły się jeszcze zagoić?
Usilnie wyobrażam
sobie, że właśnie tak było i że to wydarzenie wcale nie wpłynie w dużej mierze
na naszą przyszłość, okrywając zapomnieniem prawdę o tym, jakiego typu
dziewczyną w rzeczywistości jestem.
Dla kobiet brak
pewności siebie jest trudnym przeciwnikiem. Gdyby odjąć od tego miejsce, w
jakim się wychowałam oraz moje wcześniejsze doświadczenie z uczuciem zwanym
miłością, może byłoby inaczej. Może potrafiłabym odpowiednio zakręcić biodrami
i wypchnąć usta, by zdobyć odpowiedzi na pytania, które prześladują mnie co
nocy.
Wystarczy jednak
wspomnienie przeszłości, bym mimowolnie się poddała.
Po dwóch godzinach
siedzenia w czterech metalowych ścianach powoli zaczyna mi odbijać. Czuję się
niczym gruby chomik zamknięty w małej, brudnej klatce, który drapiąc o pręty,
uzyskuje jedynie słodkie słówka odnośnie jego wyglądu. Jakie jednak mają one
znaczenie, kiedy on dalej się dusi?
Jedynym plusem tej
sytuacji okazuje się poznanie Caroline. Wiele nas łączy, chociaż jeszcze więcej
dzieli, co czyni ją atrakcyjniejszą. Ona również miała trudne dzieciństwo tylko
jej rodzice rozwiedli się, kiedy miała dwanaście lat. Ma dwóch przyrodnich
braci, którzy w odróżnieniu od niej, postanowili kontynuować rodzinny biznes
ich matki. Podobno mają nadzieję, że dzięki ich modlitwie po zasmakowaniu pracy
w korporacji jej się odmieni, ale Caroline uważa, że dopiero wtedy w pełni rozwinie
skrzydła.
Marzyła o tym, by
pewnego dnia zostać pilotem samolotu, ale z powodu lęku wysokości musiała nieco
zmienić plany i obecnie chce przejąć dział reklamy i marketingu w firmie,
której pracuje. Ja opowiedziałam jej o wybranej przez moich rodziców szkole
biznesu i o moich własnych ambicjach pracy w jednej z nowojorskich redakcji.
Kiedy przyznałam, że chyba jednak z tego zrezygnuje, odparła:
- Jesteś najgłupszą
osobą, jaką w życiu poznałam! - Pokręciła głową. - Od dzisiaj będziesz pisać
dla mnie!
Myślę, że to
przypieczętowało naszą znajomość.
Teraz obie
obserwujemy Alexa, która zasnął niecałe dwadzieścia minut temu i właśnie zaczął
się ślinić. I nie mam tutaj na myśli małej kropelki w kąciku ust, a wielki
ślinotok płynący ku szyi.
- Tak szczerze, to
on jest całkiem przystojny - rzuca blondynka ze swoim brytyjskim akcentem.
Podnoszę wysoko
brwi.
- Czy ty nie
widzisz tego wodospadu, który właśnie znika za jego koszulką?
- Och przestań...
To jest całkiem słodkie - upiera się przy swoim, wydymając dolną wargę. - Jest przystojny. Przyznaj, że jest
przystojny.
Mam ochotę się
zaśmiać, słysząc powagę w jej głosie. Jeżeli tak wyglądają jej przemówienia, to
kupię wszystko, co zareklamuje!
- Jest przystojny i
nawet zabawny, ale również bardzo zajęty.
- Gadanie - burczy,
wyciągając do przodu nogi. - Może stwierdzi, że ona jednak nie jest dla niego?
W końcu kto uwielbia grać w szachy?
Jej twarz wykrzywia
się w dziwnym grymasie, kiedy energicznie gestykuluje rękoma. Powiedziałabym,
że nawet za energicznie, ponieważ przy okazji uderza mnie w głowę.
- To nie jest
program Spełnimy Twoje Marzenia! - mówię z uśmiechem. - I zdziwiłabyś się jak
dużo ludzi.
- Dziwnych ludzi...
- Czy zresztą nie
podobał ci się twój szef? Mark? Mike?
Podnoszę brew,
kiedy dziewczyna potakuję głową.
- No właśnie - mój
szef! Narzeczona wydaje się prostsza do przeskoczenia...
Nie wytrzymuję i
wybucham śmiechem, który odbija się i niesie echem po całym pomieszczeniu.
- Nareszcie -
szepcze Caroline, energicznie poderwawszy się do góry, kiedy winda powoli
zaczyna zjeżdżać na dół. Podążam zaraz za nią, szczęśliwa, że nareszcie
wydostanę się z tej metalowej klatki.
Te kilka godzin
naprawdę dały mi w kość. Co prawda fizycznie ciągle się trzymam - ból głowy już
dawno zmalał na sile, a dzięki miłemu towarzystwu udało mi się nawet pokonać
falę snu - psychicznie jestem jednak
jedną wielką kupką pytań i nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam bez
przynajmniej kilku odpowiedzi. W końcu każdy kanister benzyny kiedyś się
przeleje i w efekcie wybuchnie.
Tak to jednak jest,
gdy zaślepia cię pożądanie. Władzę nad tobą przejmują twoje własne emocje i
odrywasz się od rzeczywistego świata. Dlatego, gdy mijasz ukryte w cieniu
uliczki, gdy słyszysz dobiegające z ciemnych kątów przekleństwa, nie zwracasz
na to uwagi - twój wzrok zaćmiewa to, czego pragniesz - i tak właśnie można się
potknąć po raz pierwszy. A do tego nie mogę ponownie dopuścić.
Za dobrze znam ten
słony smak towarzyszący ostremu jak brzytwa bólowi. Strach, który otula nas
niczym koc, a ty poddajesz się mu, bo zanadto jesteś już zmęczony walką. Nawet
nie smutne, a żałosne są takie chwile, gdy to strach staje się pocieszycielem,
gdy lęk przeistacza się w dobrego towarzysza. Gdy po otwarciu oczu widzisz
jedynie ciemność, bo zbyt długo nie oglądałeś świata. Kiedyś była to jednak
codzienność, do której naprawdę nie mam ochoty wracać.
Obiecałam sobie, że
już nigdy nie będą tą samą, małą Sky, która ledwo zdała ostatni rok liceum
przez złamane serce. I wiem, że nie mogę wypłynąć od razu na głęboką wodę, ale
również nie mogę dać Lucowi pięćdziesięciu dni na otwarcie się przede mną.
Możemy robić to powoli, krok po kroczku razem odkrywać nasze tajemnice i
zdobywać wzajemne zaufanie. Musimy jednak ruszyć do przodu, bo inaczej nasze
małżeństwo skończy się zupełnie inaczej, niż początkowo chciałam.
- Na całe
szczęście! - warczy Alex, stając po mojej prawej. - Jeszcze chwila, a
doświadczyłybyście czegoś nieszczególnie ciekawego - dodaje, co biorąc pod
uwagę jego dziwną postawę może oznaczać tylko jedno.
- Czyżby ktoś tutaj
musiał do toalety? - pytam słodko, wymownie podnosząc brew.
Caroline wydaje się
rozumieć, o co mi chodzi, ściskając chłopaka z drugiej strony.
- Tak i jeżeli nie
przestaniecie, będziecie mogły to zobaczyć - rzuca, poruszając ramionami, by
odepchnąć nas od siebie. - Mówię poważnie.
Zagryzam dolną
wargę, starając się powstrzymać śmiech. Kilka sekund później drzwi widny się
otwierają, a Alex wybiega z niej niczym oparzony i zaczyna przedzierać się
przez tłum zgromadzony w lobby.
Ja podążam zaraz za
nim, ciesząc się, że nareszcie będę mogła zmyć z siebie ten okropny zapach
chloru. Do teraz jestem w niezłym szoku, że ani Caroline, ani Alex nie
wypomnieli mi tego w ciągu tych kilku godzin.
Nie udaje mi się
jednak zrobić nawet dziesięciu kroków, kiedy moje stopy zostają oderwane od
ziemi, a ciało przyciągnięte do ciepłej klatki piersiowej Lucasa. Jego ramiona
otulają mnie dookoła, miażdżą płuca, praktycznie uniemożliwiając oddychanie.
- Sky - szepcze
cicho, wsuwając nos w moje włosy i nabierając głęboko powietrza. - Skylar.
Wręcz czuję, jak
jego mięśnie naprzemiennie napinają i rozluźniają się pod koszulką, kiedy
powoli rusza do przodu ze mną na rękach.
- Gdzie idziesz? -
pytam cicho, ciesząc się, że ta cała sytuacja jednak coś w nim obudziła. Może
jednak nie będzie tak trudno, jak mi się wydawało? - Winda jest w drugą stronę.
- Na końcu
korytarza są schody - wyjaśnia, pocierając dłonią moje plecy. - Od dzisiaj
winda jest dla ciebie miejscem zakazanym - dodaje, na co wydymam dolną wargę.
Naprawdę nie marzy mi się pokonywanie tysiąca schodów każdego dnia.
- Przecież to nie
moja wina, że winda się zepsuła - burczę niezadowolona. - Zresztą czy
wyobrażasz sobie mnie, schodzącą po tych schodach w szpilkach?
Przenoszę na niego
wzrok, mocniej zaciskając ramiona wokół jego szyi, kiedy Lucas zaczyna
pokonywać kolejne stopnie.
- W takim razie od
dzisiaj nie jeździsz windą sama.
Kilka minut później
Luc otwiera drzwi do naszego pokoju i stawia mnie na podłodze. Jest zmęczony i
nie muszę spoglądać ponownie, by wiedzieć, jak bardzo stara się nie ulec
pokusie zamknięcia oczu. Sama ledwo trzymam się na nogach, a wstałam prawie
dwie godziny po nim.
- Chodźmy spać -
proponuję, sięgając po jego prawą dłoń.
- Tak bardzo się o
ciebie martwiłem, Sky - mówi, ignorując wypowiedziane prze zemnie zdanie i
przyciąga mnie do siebie. - Nie powinienem puszczać cię samej. Wiedziałem, że
to był zły pomysł - dodaje, zamykając oczy i opierając czołem o moje
czoło.
- Przecież nic mi
nie jest...
- Byłabyś
zdziwiona, Sky, jak duże szkody mogą wyrządzić małe rzeczy.
Niespokojny oddech
wymyka się przez jego wargi, kiedy ja ciągle przetwarzam wypowiedziane przez
niego słowa. Przypominają mroczy sekret, tajemnicę przekazywaną w cieniu nocy,
by nie usłyszał jej nikt nieproszony.
- Nie rozumiem, o
co ci chodzi, Luc - szepczę, skubiąc zębami dolną wargę. - Nie potrafię czytać
w twoich myślach i nie znam cię na tyle dobrze, by móc się tego domyślić...
Musisz wyrażać się jaśniej.
Niepewnie podnoszę
ręce i ujmuję jego dłonie. Proszę, proszę powiedz coś - zaklinam, jednak
sekundy mijają, a chłopak dalej milczy.
- Co takiego
wyrządziło tak dużą szkodę? - pytam, starając się zachęcić go do otwarcia.
Przecież nie będę
go oceniać. Nie będę płakać, śmiać się czy krzyczeć. Dlaczego więc miałby się
bać powiedzieć mi, o co w tym wszystkim chodzi?
- Masz rację... -
Nabiera powietrza i spogląda w moje oczy. - Dzisiaj wydarzyło się już
wystarczająco dużo. Powinniśmy się położyć.
Całuje moje czoło i
uśmiecha się delikatnie, zostawiając mi na noc kolejne pytanie.Od autorki: Witajcie kochani !
Rozdział co prawda pojawia się dzień później niż bym tego chciała, ale hej... przynajmniej nie minął miesiąc czy nawet dwa :)). Jest również dużo krótszy niż początkowo zakładałam, jednak jedna ze scen ( może nawet ta, która spodobałaby się wam najbardziej ) jakoś mi tu nie pasowała... Powinna się ona jednak pojawić w następnym rozdziale, albo jeszcze następnym ! :*
Mam jednak nadzieję, że pokazał wam on co dzieje się w głowię Sky. I co myślicie o nowej postaci - Caroline?
Przechodząc jednak do ważniejszych rzeczy, chciałabym wam ogromnie podziękować za wszystkie komentarze pod dniem ósmym. Nie spodziewałam się, że będzie was tu tak dużo po takiej przerwie. Po prostu nigdy nie przestajecie mnie zaskakiwać i jestem wam za to ogromnie wdzięczna ! :**
Ściskam ! :*